Po wyspiarskich doświadczeniach żyłam w (błędnym!) przekonaniu, że dynia to warzywo mdłe i błe. Ale tegoroczny plan sporządzenia własnej jack-o-lantern (na nasze: dyniowego lampionu) sprawił, że stanęłam przed koniecznością spożytkowania dużej ilości dyniowych flaczków. No to spożytkowałam i spożyłam z zadowoleniem. Przepis wyróżnia się tym[1], że jest banalnie prosty, przygotowanie trwa może 15 minut, a efekt jest oczywiście, jak zwykle u mnie[2], bdb.
Składniki
flaczki z połowy wielkiej dyni (nie ważyłam, ale wypełniły całkiem 3-litrowy garnek)
3 łyżki masła
3 łyżki soli
5 ząbków czosnku
pół małej płaskiej łyżeczki chili
pół małej płaskiej łyżeczki curry
płaska łyżka majeranku
Przygotowanie
Miąższ dyniowy pokroić na niewielkie kawałki (pestki oczywiście wywalić). Na dnie dużego garnka roztopić masło, wrzucić na to dynię, podlać niewielką ilością wody, dodać sól, przykryć i ugotować (a właściwie udusić) na małym ogniu do miękkości. To następuje dość szybko, u mnie 10 minut spokojnie wystarczyło. Obrać czosnek, zmiażdżyć i dodać do dyni. Pogotować jeszcze chwilę, zmiksować na gładko, dodać przyprawy i kolejną chwilę pogotować.
Podałam z kleksem śmietany i zieloną pietruszką. Będzie dobre także z tartym serem albo z grzankami.
[1] Okej, wśród moich przepisów to się akurat tym nie wyróżnia. Ale wśród innych dostępnych (dynia po tajsku z krewetkami, dynia ze świeżym imbirem, dynia z prawdziwkami zapiekana z pecorino) — już tak.
[2] Jak już wielokrotnie wspomniałam przy różnych okazjach, skromność jest dobra dla tych, co nie mają innych zalet ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz